ZAKOńCZENIE ROKU DOPIERO ZA TYDZIEń, ALE UCZNIóW JUż NIE MA. A POTEM GONITWA Z MATERIAłEM

W czerwcu gdy presja ocen znika, szkoły świecą pustkami, chociaż do odebrania świadectw zostało jeszcze dobrych kilka dni. Niektórzy uważają to za stracony czas i chętnie zmieniliby kalendarz roku szkolnego. Inni argumentują: to potrzebny bufor między wakacjami a miesiącami nauki.

"Nie rozumiem, dlaczego na początku czerwca, gdy tylko są wystawione oceny, dzieci w

szkole

już nie ma, chociaż do

zakończenia roku jeszcze tyle czasu

? Nie lepiej pracę rozłożyć równomiernie, a nie gonić z materiałem przez wcześniejsze miesiące? To jest przewrócone do góry nogami" – stwierdza w mailu do nas Barbara, mama trzech córek.

21 czerwca, w piątek, uczniowie odbiorą świadectwa i oficjalnie zakończą

rok szkolny 2023/2024

. Już od początku miesiąca z każdym dniem dzieci w klasach ubywa. W ostatnim tygodniu szkoły po salach hula wiatr. Im starsi uczniowie, tym większe pustki - ci najmłodsi sami w domu nie zostaną, więc do szkoły muszą iść. Cezurą jest zwykle data wystawienia końcowych ocen.Rok szkolny za krótki

- Jeszcze chodzili, bo oceny wystawialiśmy do 15 czerwca - zgadza się Maria Włodarczyk, dyrektorka III LO w Łodzi. Jeszcze, jak zaznacza, bo od poniedziałku spodziewa się mniej więcej połowy licealistów. Przez ostatni tydzień część nauczycieli organizuje więc tu zajęcia poza szkołą lub krótkie wycieczki.

W liceum w Józefosławiu pod Warszawą, w którym historii uczy Piotr Szlązak, czerwiec wygląda podobnie. Z całego roku szkolnego kumulowane są zielone szkoły i wszelkie wyjazdy. Małgorzata Katarzyńska, nauczycielka matematyki w SP nr 26 w Łodzi, na ostatni tydzień ma przygotowane kilka tematów do zrealizowania, które nie podlegają wymaganiom egzaminacyjnym, więc nie musiała ich przerabiać przed egzaminem ósmoklasisty. - Wszystko, żeby przetrwać do piątku – podsumowuje Włodarczyk.

Redakcja poleca

2

"Witamy w domu starców”. W ciągu roku ze szkół znikło 20 tys. najmłodszych nauczycieli

2

„Gdyby nie to, w edukacji przeskoczylibyśmy Finlandię.” Co robi nam hałas w szkole?

Jednocześnie, gdy mowa o szkole, co chwila wraca temat przeładowanej podstawy programowej. Nauczyciele, żeby zdążyć ze wszystkim, muszą biec z materiałem. Aż do czerwca. Piotr Szlązak przyznaje, że kalendarium roku, zwłaszcza, gdy wiele spraw załatwia się elektronicznie, można być zmienić i inaczej rozłożyć pracę. Chodzi mu przede wszystkim o okres wystawienia ocen.

- Wychowawca przez kilka kliknięć może zatwierdzić klasyfikację. Rada może się więc spotkać tuż przed zakończeniem roku. Poza tym uczeń pracuje na oceny od września a nie przez ostatni miesiąc. Jeśli informujemy go o stopniach na bieżąco, to zdaje sobie sprawę, co mu wyjdzie na koniec. Można więc ten okres zlikwidować, zminimalizować do ostatniego tygodnia czerwca. Wtedy dłużej realizujemy materiał – podaje rozwiązanie Szlązak.

Gdy mowa o kalendarium roku szkolnego, Jarosław Pytlak, dyrektor szkoły STO w Warszawie, również chętnie by go zmienił. A konkretnie wydłużył. "Nie wiem, czym kierowały się władze, rezygnując, wcale nie tak dawno temu, z zasady, że koniec zajęć szkolnych przypada w ostatni piątek czerwca. W myśl takiej reguły w roku 2018 żegnalibyśmy się z uczniami tydzień później, podobnie rok temu oraz w roku przyszłym. A jeśli dodać do tego, że rozpoczynamy zajęcia szkolne w poniedziałki, które często wypadają później niż pierwszego września, to obraz bezsensownej utraty tygodnia nauki z okładem staje się pełny" - pisze na swoim blogu.

Rok szkolny z buforem przed wakacjami

- Albo siłą albo kreatywnością nauczyciela – Włodarczyk widzi dwa rozwiązania tej sytuacji. Zawsze mówiąc o "siłowej możliwości", podaje przykład Meksyku. - Żeby dostać tam świadectwo, trzeba mieć 95 proc. obecności. U nas wystarczy 51 proc. Uczeń jest w stanie to zrobić już w połowie roku i potem może pozwalać sobie na opuszczanie lekcji – mówi. Dla wyjaśnienia nieobecności, mimo wystawienia stopni, wpisywane są do samego końca. Frekwencję podsumowuje się po oficjalnym zakończeniu roku.

Redakcja poleca

2

"Mama dzwoni do nauczyciela, bo dziecku chce się pić." Wycieczki szkolne coraz trudniej zorganizować

2

Stos błędów, powtórzeń i anglicyzmów. Dzisiejsza młodzież nie potrafi mówić po polsku

Drugie rozwiązanie, czyli kreatywność nauczyciela, to np. zajęcia organizowane podczas spacerów, na świeżym powietrzu, nastawione na praktykę. - Inaczej trzeba wybrać między nudną szkołą, a fajnym instagramem, bo taki wybór widzą uczniowie – stwierdza Włodarczyk. Dodaje, że również współpraca z rodzicami pozwoliłaby na to, aby uczniowie chodzili pilnie do końca roku. To rodzice bowiem usprawiedliwiają nieobecności dziecka w szkole. Robiąc to bezpodstawnie, godzą się na opuszczanie przez nich lekcji.

Co więcej, wiele dzieci w szkole już nie ma, bo wyjeżdżają na wcześniejsze wakacje

. Bo super tanie, okazyjne bilety lotnicze, bo nie ma tłumów. To najczęstsze tłumaczenia rodziców, którzy takim podejściem sami wręcz powodują nieobecności syna czy córki w szkole.

Temat rozłożenia zajęć i pracy w czerwcu niektórzy widzą zupełnie inaczej. "Dla mnie to całkiem zrozumiały i akceptowalny proces" - pisze na facebookowym profilu edukacyjnym "Dealerzy Wiedzy" Robert Górniak, nauczyciel. Uważa, że czerwiec powinien być miesiącem buforowym: amortyzatorem między 9 miesiącami nauki a 2 miesiącami wakacji. Gdy wszystkie treści przedmiotowe zostały zrealizowane i oceny ustalone, można ten czas swobodnie zagospodarować.

"Kto chce i może, niech zabierze dziecko na wyjazd. Kto potrzebuje opieki nad dzieckiem - niech je przyśle do szkoły. Uczniowie, którzy dotarli do szkoły - jeśli mają ciekawy i akceptowalny pomysł na spędzenie czasu - niech go proponują nauczycielowi. Nauczyciel - niech pomyśli nad aktywnościami, które pozwolą mu lepiej zrozumieć dzieci" - wylicza i tłumaczy, że nie da się zmusić mózgu do standardowego wysiłku umysłowego na 20 godzin przed totalną labą. "Pozwólmy więc na bufor" - zachęca.

Do szkoły w końcu dla przyjemności

W dyskusjach wokół czerwcowej pracy w szkole wracają też pytania o to, czy uczniowie nie przychodzą do szkoły, bo nauczyciele nie prowadzą już lekcji, czy nie ma lekcji, bo nie ma uczniów. Na to odpowiedzi są skrajnie różne. To wszystko pokazuje jednak jedno: gdy presja ocen słabnie, sens chodzenia do szkoły dla wielu znika. Szkołę sprowadzają do stopni. - I do jakości – dodaje Janek, uczeń drugiej klasy jednego z warszawskich liceów. Przyznaje, że sam ma 35 dni nieobecności w szkole. Czyli tak jakby nie było go ponad miesiąc na lekcjach.

W tym czasie uczestniczył jednak w różnych akcjach społecznych, konferencjach, debatach. - Też się uczę w ten sposób. Nie jestem zwolennikiem siedzenia na lekcji byle siedzieć – mówi. Nie ukrywa, że zdarzało mu się też omijać przedmioty, które nie przydadzą mu się na maturze.

Matura i egzaminy ósmoklasisty to zresztą drugi wyznacznik szkolnej frekwencji. Janek do szkoły teraz jednak planuje chodzić. - Prowadzimy luźne rozmowy z nauczycielami, dyskutujemy na różne tematy, na które nie ma czasu w trakcie standardowych lekcji - wylicza i nie ukrywa, że bardzo lubi ten czas - dla niego najlepszy na edukację. - Bez presji, stresu, bo już po wystawieniu stopni. Przychodzą do szkoły towarzysko, w końcu dla przyjemności - podobne uwagi słyszy od swoich uczniów Katarzyńska.

Źródło: Radio ZET

Nie przegap

2024-06-17T04:15:00Z dg43tfdfdgfd